[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nasmarowała się tym kremem, otworzyła kolejny
magazyn i zaczęła przewracać strona po stronie.
Wszystko wróci do normy, choć czuła w głębi serca, że
nic już nie będzie takie samo jak kiedyś.
Ash zgarnął papiery i wstał.
CÓRKA MILIONERA
63
– Idę po piwo. Przynieść ci coś? – zapytał.
Sięgnęła po bluzę i zerwała się na równe nogi.
– Jeżeli możesz, to coca-colę.
– Co się dzieje? Wyluzuj się – rzekł, mierząc ją
dociekliwym spojrzeniem. – Boisz się, że zza horyzon-
tu wyłoni się Manuel i wyląduje tutaj na miotle jak
czarownica? Mało prawdopodobne.
– Ale nie niemożliwe – powiedziała.
– Takie szczury jak on nie oddalają się od swoich
kanałów.
– Kiedyś nie wyobrażałam sobie nawet, że istnieją
tacy ludzie jak on czy Mama Rita. Nigdy też nie
wierzyłam w cuda – dodała. – I dzięki tobie zmieniłam
zdanie.
Po krótkim milczeniu mówiła dalej:
– Jeszcze nie podziękowałam ci za to, co dla mnie
zrobiłeś. No bo...
– Wyspałaś się? – przerwał jej, a gdy skinęła
głową, uśmiechnął się z takim wdziękiem, że aż w ser-
cu coś ją zakłuło.
O, Boże, pomyślała, muszę być ostrożna. Pojawił
się, wyzwolił mnie od Mamy Rity i wkrótce odejdzie.
Za kilka miesięcy, może tygodni, stanę się jego mglis-
tym wspomnieniem.
Ashwrócił, przyniósł jej butelkę coca-coli i słomkę.
Postawił obok. Potem stanął przy relingu i, popijając
piwo, zatopił się w myślach.
Chellie łyknęła haust lodowatego napoju, po czym
wstała z leżaka i podeszła do niego.
– Jest mi naprawdę przykro... z powodu tego
64
SARA CRAVEN
śniadania. Skłamałam, że umiem gotować, bo bałam
się, że nie przyjmiesz mnie na pokład.
– I tak bym cię przyjął – powiedział po chwili.
– Ale poproszę cię o coś innego.
– O co?
Miała nadzieję, że nie wyczuł drżenia w jej głosie.
– Pięknie śpiewasz. Chciałbym, żebyś zaśpiewała
po kolacji.
Zarumieniła się.
– Dzięki za uznanie – rzekła.
– W Anglii śpiewałaś zawodowo? – zapytał.
– Nie. Nigdy nawet nie uczyłam się śpiewu.
– A chciałabyś?
– Swego czasu bardzo mi na tym zależało.
Przypomniała sobie, jak błagała, by pozwolono jej
studiować śpiew w Akademii Muzycznej i z jakim
ostrym spotkała się sprzeciwem. Ileż nocy potem
przepłakała, trudno zliczyć.
– Uznano, że nie zrobię kariery jako wokalistka.
I chyba mieli rację. – Uśmiechnęła się z widocznym
przymusem. – Tylko w klubie Mamy Rity zyskałam
aplauz.
– Również na mnie wywarłaś wielkie wrażenie
– powiedział. – Zapomniałaś?
– Nie, nigdy tego nie zapomnę – rzekła. – Ale
powiedz mi, co sprawiło, że wybrałeś ten właśnie
lokal?
Wzruszył ramionami.
– Można się tam było napić.
– Tak jak w wielu innych knajpach. – Spojrzała
CÓRKA MILIONERA
65
w dal. – Nie wyglądasz na faceta, który płaci za tanie
rozrywki.
– Twój śpiew to nie tania rozrywka.
– Dzięki. Ale dobrze, że mi przypomniałeś. Dość
już miałeś wydatków związanych ze mną. Zwrócę
ci wszystkie pieniądze... Przyjdzie taki dzień, na pe-
wno.
– Przestań opowiadać takie rzeczy.
– Wspaniały jacht – powiedziała, podejmując te-
mat bardziej neutralny.
– Przekażę właścicielowi twoją opinię.
– Mówiłeś, że mu go doprowadzasz. – Uniosła
brwi. – Z Santo Martino?
– Nie, z La Tortuga do St Hilaire.
– On tam mieszka?
– Od czasu do czasu. Ale teraz go tam nie ma.
– A co robiłeś w Santo Martino?
– Pobierałem paliwo. Porządna przystań.
– Musisz być z nim zaprzyjaźniony, skoro tak ci
zaufał z tym jachtem.
– Jestem, jak widać, człowiekiem godnym zaufa-
nia.
Czy córka właściciela też mu ufa? – pomyślała, ale
nie śmiała go o to zapytać. Sprawa osobista. Nic jej do
tego.
Ten Ash Brennan jest dziwny, myślała. Skryty,
zamknięty w sobie. Z gatunku tych, których zna się
wiele lat i nic się o nich nie wie.
– Długo zabawisz w St Hilaire? – zapytała.
– Nie wiem. Dostosowuję plany do życia.
66
SARA CRAVEN
– Czy to jest twój zawód? – zapytała. – Doprowa-
dzanie jachtów?
– Mogę robić różne rzeczy – powiedział. – A ty,
słowiczku, zadajesz za dużo pytań.
– Przepraszam. Zazdroszczę ci chyba twojej wol-
ności.
– Absolutna wolność nie istnieje – rzekł. – Ale do
niej dążę. A ty, Michelle Greer? Jakie masz plany na
następne pięćdziesiąt lat?
Zapatrzyła się w błękit morza.
– Nie wiem, co będę robić – odparła ściszonym
głosem.
– Pozwól, że teraz ja zadam ci kilka pytań. – Wypił
trochę piwa. – Mogę?
– Czemu nie. – Chellie przybrała w myślach po-
stawę obronną.
Stał swobodnie oparty o reling, uśmiechając się do
niej.
– Jesteś trochę tajemnicza, Michelle.
– Czyżby? – Uniosła brwi. – Ty za to jesteś jak
otwarta książka – rzekła ironicznie.
– Chyba nie – zaprzeczył. – Jakie by to było nudne,
gdyby każdy człowiek, z którym się spotykam, znał
moje myśli.
– No więc pytaj, słucham. Ja nie mam nic do
ukrycia – dodała, spinając się wewnętrznie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]