[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lesable zadrżał na tę myśl.
– Zaprosimy tam pana Torchebeuf z małżonką – mówił dalej teść – a ponieważ zastępca
naczelnika dobiega końca swych dni, będziesz mógł zostać jego następcą. Krok za krokiem
do celu.
W miarę jak Cachelin mówił, obrazy tego wszystkiego przesuwały się przed oczyma
Lesable’a. Widział samego siebie, jak przyjmuje naczelnika przed ładnym, białym domem
nad brzegiem rzeki. Miał na sobie drelichową kurtkę i panamę na głowie.
Wobec tej perspektywy jakaś słodycz wstąpiła mu w serce, jakieś ciepło i jakaś rozkosz.
To wszystko zdawało się go przenikać, czyniło go lekkim i już zdrowszym.
Uśmiechał się, jeszcze nie odpowiadając.
– Kto wie? – ciągnął dalej upojony nadzieją i porwany marzeniami, Cachelin. – Będziemy
mogli uzyskać wpływ na sprawy krajowe. Może zostaniesz posłem? W każdym razie
będziemy mogli bywać u dobrych rodzin z okolicy i umilić sobie życie. Będziesz miał konika
36
i pleciony powozik do codziennej jazdy na dworzec.
Obrazy zbytku, wytworności i dobrobytu rodziły się w umyśle Lesable’a. Myśl, że sam
prowadziłby uroczy powozik jak ludzie bogaci, którym częstokroć zazdrościł losu,
przechyliła szalę: był zadowolony. Nie mógł się powstrzymać i rzekł:
– O tak, to by rzeczywiście było cudowne.
Widząc, że już jest pozyskany, Kora uśmiechnęła się również z rozrzewnieniem i
wdzięcznością, a Cachelin, nie dostrzegając już więcej przeszkód, oświadczył:
– Pójdziemy na obiad do restauracji. Do kroćset! Musimy sobie zafundować małą bibkę.
Byli nieco podchmieleni, gdy powracali wszyscy troje, a Lesabie, któremu dwoiło się w
oczach i wszystko w głowie tańczyło, nie zdołał dotrzeć do swego ciemnego gabinetu. Może
przez nieuwagę, a może przez zapomnienie położył się w pustym jeszcze łóżku, w którym
sypiała jego żona. I całą noc wydawało mu się, że łóżko chwieje się jak łódź, kołysze się,
huśta i wywraca. Cierpiał nawet trochę na morską chorobę.
Był bardzo zdziwiony, gdy zbudziwszy się znalazł Korę w swych ramionach.
Otworzyła oczy, uśmiechnęła się i ucałowała go w nagłym porywie wdzięczności i
przywiązania.
– Jeżeli – rzekła doń tym miękkim głosem, którego kobiety używają podczas pieszczot –
chcesz być milusi, to nie chodź dzisiaj do ministerstwa. Nie masz potrzeby okazywania
zbytniej służbistości, skoro wkrótce zostaniemy bardzo bogaci. Pojechalibyśmy sobie znowu
na wieś, ale tylko sami, we dwoje.
Był wypoczęty, pełen tego błogiego znużenia, które następuje po hulance. Rozleniwiało go
ciepło łóżka. Czuł w sobie ociężałe pragnienie, aby poleżeć dłużej, nie robić nic, a jedynie żyć
spokojnie w rozkoszach. Nie znana dotąd i przemożna potrzeba lenistwa obezwładniała mu
duszę i ogarniała ciało. Nachodziła go myśl nieokreślona, uporczywa, rozkoszna: „Będzie
bogaty, niezależny!”
Ale nagle pochwycił go lęk. Zapytał z cicha, jakby żywił obawę, że ściany mogłyby
usłyszeć jego słowa:
– A czy chociaż jesteś zupełnie pewna, żeś zaszła?
– O tak, niewątpliwie! – zapewniła go od razu. – Nie pomyliłam się.
Był jeszcze trochę niespokojny, ale począł ją głaskać. Przesunął rękę po jej wzdętym
brzuchu.
– Tak, rzeczywiście – oznajmił. – Ale nie urodzisz na czas. Mogą zakwestionować nasze
prawa.
Na to przypuszczenie porwał ją gniew. Co to, to nie! Coś podobnego! Nie będą jej
szykanować teraz, po tylu utrapieniach, trudach i wysiłkach. Co to, to nie! – Usiadła, trzęsąc
się z oburzenia.
– Pójdziemy zaraz do notariusza – rzekła.
On jednak był zdania, że należy postarać się najpierw o świadectwo lekarskie. Udali się
więc ponownie do doktora Lefilleul.
Poznał ich natychmiast i zapytał:
– Powiodło się państwu?
Obydwoje zaczerwienili się aż po same uszy, a onieśmielona nieco Kora wyjąkała:
– Sądzę, że tak, panie doktorze.
Lekarz zatarł ręce.
– Spodziewałem się tego, spodziewałem się tego. Środek, który państwu zaleciłem, nie
zawodzi nigdy, wyjąwszy zupełną niezdolność jednego z małżonków.
Zbadawszy zaś młodą kobietę, oświadczył:
– Tak jest, brawo!
I napisał na kartce papieru: „Ja, niżej podpisany, doktor medycyny Uniwersytetu
Paryskiego, zaświadczam, że pani Leopoldowa Lesable, z domu Cachelin, wykazuje
37
wszystkie oznaki ciąży, datującej się od około trzech miesięcy”.
– A pan? Jak tam z płucami i sercem? – zapytał następnie, zwracając się do Lesable’a.
Osłuchał go i uznał za całkowicie wyleczonego.
Wyszli szczęśliwi i weseli, ramię, w ramię, lekkim krokiem. Po drodze Leopoldowi
przyszło coś na myśl.
– Może lepiej będzie, żebyś przed pójściem do notariusza opasała się jednym lub dwoma
ręcznikami. To przyciągnie wzrok i zrobi lepsze wrażenie. Notariusz nie będzie mógł
pomyśleć, że chcemy zyskać na czasie.
Zaszli więc do domu i Lesable sam rozebrał żonę, aby dopasować jej fałszywe łono.
Dziesięć razy z rzędu zmieniał miejsce ręczników i oddalał się na kilka kroków, aby
sprawdzić wrażenie, usiłował bowiem uzyskać absolutne prawdopodobieństwo.
Gdy osiągnął rezultat zadowalający, wyszli ponownie, a na ulicy Lesable zdawał się być
dumny, że prowadzi ten potwierdzający jego męskość wzdęty brzuch.
Notariusz przyjął ich życzliwie. Wysłuchał wyjaśnień, przebiegł oczyma świadectwo, a
ponieważ Lesable nalegał, mówiąc: „Zresztą, proszę pana, wystarczy popatrzeć na nią przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]