[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby kopać w ogródku działkowym? To dobre dla emerytów, a nie dla
porzÄ…dnych
gangsterów.
Nikt cię o to nie prosił! zawołał Cegiełka. Możesz powiedzieć
cześć", i już.
Karioka wykrzywiła się zaczepnie.
Ty mi nie będziesz rozkazywał.
Jasne wtrącił Cygan. Ona to zrobi dla szefa. Podoba ci się, co?
Nie tacy za mną latali. Jeden posyła mi kartki aż z Kairu.
A szef na nią nawet nie spojrzy dodał poważnie Filipek.
Pracować, wiara! zawołał Cegiełka. Jak tak będziemy pytlowali, to
do wieczora nie zdążymy.
Spojrzał w stronę Julka Seratowicza. Chłopiec wystartował z zapałem. Przez
pierwszy kwadrans dorównywał wszystkim, lecz teraz został daleko w tyle z ro-
botą. Pot zalewał mu twarz, łopata co chwila wylatywała z rąk, lecz chłopiec za-
ciskał zęby, chwytał łopatę i dziobał nią twardy grunt. Cegiełka patrzył na niego
z politowaniem.
Jak ci idzie? zapytał, a gdy tamten wzruszył tylko ramionami, dodał:
Technicznie, człowieku, nie na siłę. O, patrz. Najpierw rękami, jakbyś chciał
dziobnąć, a potem kopa nogą i po krzyku. Widzę, że nie masz nabożeństwa do
fizycznej pracy. Powinieneś codziennie ćwiczyć hantlami. Miałbyś przynajmniej
parę w rękach.
Wypchaj się jęknął Julek. Całe dłonie mam już w pęcherzach.
Julek wytarł dłonie o spodnie i z zaciekłością walnął łopatą w ziemie. Poszło
już lepiej. Sprawdził, ile ziemi skopali koledzy. Cegiełka zbliżał się już do płotu,
Cygan niewiele mu ustępował, Filipek i Karioka szli łeb w łeb i byli już poza po-
łową działki, tylko on został daleko w tyle. Już kilkakrotnie chciał rzucić łopatę
i podziękować za udział w gangu. Niech sobie sami kopią, jeżeli sprawia im to
57
przyjemność. Widział kilka gangsterskich filmów, ale gangsterzy nigdy nie kopali
grzÄ…dek. Siedzieli zwykle w barach nad szklaneczkÄ… whisky, palili papierosy,
tańczyli z szałowymi kobietami, grali w karty lub strzelali. Phi, niech sobie To-
lek Banan nie wyobraża, że on, Julek, będzie za niego pracował. Jeżeli chce mieć
puszkę, to proszę zakasać rękawy i kopać tę piekielnie twardą ziemię.
Wnet jednak napływały inne myśli. Przecież Tolek nie może kopać, boby go
przyskrzynili. Zresztą co szef, to szef. Szef jest od tego, żeby myśleć, kombinować
i wpadać na genialne pomysły. I tak zrobił mu łaskę, że go przyjął do gangu. Kto
by przyjął takiego patałacha, który nawet nie umie trzymać porządnie łopaty.
Mama zemdlałaby z wrażenia, gdyby go teraz zobaczyła. Jest pewna, że jej
Luluś gra z Krzysiem w tenisa. Aadny tenis, od którego wyskakują bąble na dło-
niach. Co by też powiedział ojciec? Prawdopodobnie uśmiałby się serdecznie.
Czuł, że ręce mu mdleją, a noga, którą wpychał w ziemię łopatę, zupełnie
drętwiała. I plecy miał obolałe od stałego nachylania się. Pracował ostatkiem sił...
No, ja już skończyłem! usłyszał obok siebie radosny okrzyk Cegiełki.
Niestety w moim sektorze nie było ani przedpotopowego mamuta, ani
wykopalisk
archeologicznych. Sahara, niech mnie gęś kopnie.
Zdaje mi się westchnął Filipek że ta puszka to fatamorgana.
Rąk już nie czuję sarkała Karioka.
Niech żywi nie tracą nadziei zażartował Cegiełka. Zbliżył się do Julka.
Położył mu rękę na ramieniu. Pomogę ci.
Nie chcÄ™.
Nie bÄ…dz taki honorowy.
Mówię ci, nie chcę, i już.
W mig przerzucimy ten kawałek ziemi. Nie masz się o co gniewać. Ja,
człowieku, mam trening, a ty nie jesteś przyzwyczajony.
Powiedziałem, że sam...
Cegiełka pokręcił głową.
Zamęczysz się. No, Julek powiedział pojednawczo daj, zobaczysz,
że prześcigniemy jeszcze tych patałachów.
Julek oparł się na łopacie.
Nie wiedziałem, że to taka piekielna robota.
Cegiełka zrozumiał, że kolega poddaje się. Splunął w garści i zaczął kopać, aż
ziemia zafurczała.
Odsapnij sobie chwilę, a potem będziemy fedrować na zmianę.
Julek usiadł w cieniu uschniętej gruszy. Spojrzał na dłonie. Były czerwone,
pełne pęcherzy. Piekły. Dmuchnął, lecz to niewiele pomogło. Miał takie uczu-
cie, że dłonie mu płoną, a ręce ciążą jak odlane z ołowiu. Oczy zaszły mu mgłą
i pomyślał, że nie będzie miał sił do podjęcia pracy.
Wtedy usłyszał radosny okrzyk Filipka:
Jest! Jest!
58
Cegiełka cisnął łopatę i pierwszy podbiegł do Filipka. Za nim ruszyli inni.
W miejscu, gdzie Filipek uderzał łopatą, w zagłębieniu widniał czarny
przedmiot o obłych kształtach.
To nie puszka powiedział Cygan.
Ale coÅ› twardego.
Cegiełka wyrwał Filipkowi łopatę i zaczął gorączkowo kopać. Wreszcie ostat-
ni raz wbił łopatę, schylił się i wyciągnął tajemniczy walcowaty przedmiot, dość
długi, owinięty papą i zalany smołą.
Co to może być? zapytał drżącym z przejęcia głosem. Wstał, uniósł
przedmiot wysoko, ponad wyciągnięte ręce kolegów.
To nie puszka stwierdził Cygan.
Nie wiadomo, najpierw trzeba obejrzeć powiedział Filipek. Coś cie
kawego. .. zabezpieczone przed wilgocią i starannie owinięte.
Karioka wspięła się na palce.
Dawaj, zobaczymy!
Cegiełka wyrwał się z otaczającego go kręgu.
Spokój, wiara! Musimy porozumieć się z szefem. Która godzina? zapy
tał Julka.
Za piętnaście pierwsza.
Za piętnaście minut mamy umówioną rozmowę.
Filipek, złapał się za głowę.
Człowieku, będziesz czekał piętnaście minut? A jeśli to nie puszka?
Właśnie gorączkował się Cygan. Najpierw musimy zobaczyć, co jest
w środku.
Dobra jest powiedział z rozwagą Cegiełka. Usiadł pod jabłonką, wyjął
z kieszeni scyzoryk i zaczął ostrożnie odłupywać papę. Pod papą natrafił
na prze
pojone żywicą płótno. Przeciął je wzdłuż szwu. Odlazło jak kora z
zeschniętego
drzewa. Pod płótnem była warstwa grubego papieru...
Niech to gęś kopnie syknął zniecierpliwiony Filipek. Opatulone jak
mumia egipska.
Cegiełka wolno odwijał papier. Oczy płonęły wszystkim z wielkiego podnie-
cenia. Spod papieru wysunęła się niewielka puszka.
Jest wyszeptał Julek.
Co w środku? zapytał Cygan.
Cegiełka ważył chwilę puszkę w dłoni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]