[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bietę, która była tych snów przyczyną. A potem przyszedł
mu do głowy ten idiotyczny pomysł, żeby ją uczyć jazdy
konnej.
Ze złością zamknął książkę. Wsparł głowę o oparcie
fotela i jeszcze mocniej zacisnÄ…Å‚ usta.
Lekcje jazdy, też coÅ›, wyrzucaÅ‚ sobie w duchu. Dla­
czego nie zastanowił się nad tym głębiej? Takie lekcje
pociągają za sobą bliskość, rozmowy, dotyk, i to przez
dÅ‚ugi czas. PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, peÅ‚en obrzydzenia do sa­
mego siebie. Sam siÄ™ w to wpakowaÅ‚eÅ›, McClure, po­
myślał mściwie. Trzeba było myśleć.
RozwiÄ…zanie problemu samo mu siÄ™ nasunęło. Prze­
każe prowadzenie lekcji Chipperowi. Przez ubiegÅ‚y ty­
dzień nauczył Mercy podstaw, więc teraz dalsze szkolenie
może przejąć ktoÅ› inny. To bardzo logiczna decyzja. ChÅ‚o­
pak jest bardzo pracowity, ale najmniej doświadczony ze
wszystkich pracowników rancza, więc jego nieobecność
przyniesie najmniej szkody. W dodatku Chipper z wielkÄ…
radoÅ›ciÄ… zgodzi siÄ™ na tÄ™ pracÄ™, ponieważ dziÄ™ki niej bÄ™­
dzie mógÅ‚ spÄ™dzać w towarzystwie Mercy caÅ‚e trzy go­
dziny dziennie. A Grant wróci do prowadzenie rancza,
wolny od wytrącającej go z równowagi bliskości panny
Brady.
Dlaczego wcześniej nie wpadł na tak doskonałe roz-
wiÄ…zanie? Niezmiernie z siebie zadowolony wróciÅ‚ do le­
ktury. UÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że nic nie zapamiÄ™taÅ‚ z prze­
czytanego rozdziału, wrócił na stronę, którą czytał, kiedy
Mercy spytała go o ogony koni rasy appaloosa.
Appaloosa.
Joker.
Nie, nie może przekazać prowadzenia lekcji Chipperowi,
ponieważ Mercy dosiada ogiera, który jest najcenniejszym
zwierzęciem na ranczu. Byłaby to dla chłopaka zbyt duża
odpowiedzialność. Co prawda Joker od początku zachowuje
siÄ™ jak prawdziwy dżentelmen, wykazuje niemal nienatu­
ralną chęć do współpracy, stąpa delikatnie i ostrożnie,
a przy pierwszych oznakach kłopotów zatrzymuje się, jakby
wiedziaÅ‚, że dosiada go poczÄ…tkujÄ…cy jezdziec. Niektóre ko­
nie, zwłaszcza ogiery, wykorzystałyby brak wprawy
jezdzca, by siÄ™ go jak najszybciej pozbyć, ale Joker zacho­
wywaÅ‚ siÄ™ tak, jakby jedynym celem jego życia byÅ‚o utrzy­
manie Mercy w siodle.
WysiÅ‚ek ze strony ogiera, poÅ‚Ä…czony z doskonaÅ‚Ä… kon­
dycją fizyczną i niespotykanym poczuciem równowagi
u Mercy, pozwoliły jej czynić szybsze postępy w nauce,
niż Grant się spodziewał. Coraz lepiej trzymała się
w siodle, jednocześnie nawiązując coraz lepszy kontakt
z wierzchowcem. Wytwarzała się między nimi bardzo
rzadka wiÄ™z - doskonaÅ‚e porozumienie. OglÄ…danie tej pa­
ry w ruchu było czystą przyjemnością.
Nadal jednak Grant nie mógÅ‚ powierzyć niedoÅ›wiad­
czonemu Chipperowi nadzoru nad Jokerem, ponieważ
w każdej chwili mogła się zdarzyć jakaś nieprzewidziana
sytuacja. Nawet jeśli Joker nadal by się zachowywał nie-
nagannie, to sam chłopak mógł wywołać kłopoty swoim
zdenerwowaniem. Nieraz mówiÅ‚ Waltowi, że nigdy w ży­
ciu nie chciałby mieć tak cennego konia, bo stale by się
martwił, że coś mu się przytrafi. Biedny dzieciak pewnie
wpadÅ‚by w panikÄ™, gdyby siÄ™ dowiedziaÅ‚, że ma jedno­
cześnie zajmować się i Mercy, i Jokerem.
Grant znów z hukiem zamknął książkę. Wiedział, że
dziÅ› już nie skupi siÄ™ na lekturze. ZostaÅ‚ zapÄ™dzony w ko­
zi róg, niczym ten rozwścieczony ryś, na którego zeszłego
lata natknął się w stodole. Na myśl o tej sytuacji Grant
również miał ochotę warczeć i prychać.
Dużo czasu upłynęło, nim zebrał siły, by wejść na górę,
do swej sypialni. Nigdy jeszcze korytarz nie wydawał mu
się tak długi, a zwłaszcza jego odcinek biegnący wzdłuż
gościnnej sypialni, w której spała teraz Mercy.
Siedziała w głębokim, niebieskim fotelu. Podwinęła
nogi, otuliła się kołdrą i patrzyła przez okno w spokojną
noc. W pewnej chwili wydało jej się, że do strony kępy
wysokich topól za stajniami sÅ‚yszy sÅ‚odki Å›piew skow­
ronka, ale zaraz uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, że to tylko wy­
obraznia płata jej figle. Skowronki dawno już odleciały
na południe, gdzie spędzają zimę.
Westchnęła gÅ‚Ä™boko i dramatycznie, co jÄ… samÄ… roz­
śmieszyło.
- Coś ty dzisiaj taka melancholijna? - wymamrotała
do siebie i uÅ›miechnęła siÄ™ smutno. Takie żartobliwe py­
tanie czasami zadawał jej Nick, by wyrwać ją z zadumy.
Na chwilę wstrzymała oddech i czekała, siedząc
w bezruchu. Ostry, rozdzierający ból nie pojawił się. Na-
dal czuła rozpacz na wspomnienie śmierci przyjaciela,
łzy napływały jej do oczu na myśl o jego owdowiałej
żonie i osieroconych dzieciach, nadal wiedziała, że zrobi
wszystko, by znalezć jego morderców i postawić ich
przed obliczem sprawiedliwoÅ›ci - ale ból już nie roz­
dzierał jej na strzępy, łzy nie oślepiały. Chociaż cierpienie
byÅ‚o mniej dotkliwe, nie osÅ‚abÅ‚a jej wola ukarania zÅ‚o­
czyńców.
Przez chwilę czuła się winna, jakby pozwalając bólowi
nieco zelżeć, zdradzała pamięć Nicka. Wiedziała jednak,
że to naturalna kolej rzeczy. Była też pewna, że Nick
nie chciałby, by opłakiwała go w nieskończoność. On [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl