[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Milczenie. Wreszcie burkliwe słowa:
– Jeszcze żyję.
– Pamiętaj, że rozwalę drzwi jednym kopniakiem.
– Dobrze już, dobrze. O czym chcesz rozmawiać?
– Może o trasie do kryjówki, gdzie trzymacie Złote Serce?
– No cóż. Windą na dół do lobby hotelowego, potem Sześćdziesiątą Ulicą do Trzeciej, w lewo do
Trzydziestej Siódmej, tunelem do lotniska JFK. A dalej nie wiem.
– Ha, ha. Bardzo śmieszne.
– Mam poczucie humoru. Nie wiedziałeś? Może dlatego, że zawsze mnie irytujesz. – Woda
plusnęła, gdy zmieniła pozycję. – Odkąd się poznaliśmy, jesteś jak gwóźdź w bucie.
– Weszłaś mi w paradę już wcześniej.
– Tak, tak. Już to słyszałam. Ukradłam ci rzeźbę.
– Ukradł ją Roark, ale ty go kryjesz.
– W twojej hipotezie jest poważna luka. Waverly’s nigdy nie podjęłoby się sprzedaży przedmiotu
o niesprawdzonej proweniencji. Moglibyśmy stracić licencję, zostać oskarżeni o przestępstwo,
spadłaby wartość akcji, a w rezultacie przejęłaby nas konkurencja. Wyjaśnij mi, dlaczego nas
bierzesz za idiotów, którzy podcinają gałąź, na której siedzą?
– Uważaliście, że nikt was nie przyłapie.
– Aukcje są ogłaszane w prasie. Działalność domów aukcyjnych jest jawna i transparentna.
– W zachodniej prasie i po angielsku.
– W internecie dostępnym wszędzie.
– Uznałaś, że w Rayas nie ma internetu. A może – przyznał – na początku wierzyłaś Blackowi.
Powinnaś przyznać się do błędu, gdy wypłynęła sprawa kradzieży.
– To niefortunny zbieg okoliczności, a nie dowód, że mamy skradzioną rzeźbę.
– Nie wierzę w przypadki. – Zniknięcie Złotego Serca z jego pałacu i niewyjaśnione wypłynięcie
na światło dzienne statui, która przepadła sto lat wcześniej. Kto by się na to nabrał? – Ann?
Nie odpowiedziała. Raif skoczył na równe nogi i nerwowo szarpnął za gałkę. Cisza.
Zdenerwowany wyciągnął z kieszeni wielofunkcyjny scyzoryk, zdecydowany użyć wytrycha.
– Nic mi nie jest – zapewniła Ann.
Niespodziewanie otworzyła drzwi i stanęła w nich zróżowiona od gorącej wody, pachnąca
lawendą, otulona w gruby biały szlafrok.
– Spokojnie, po co te nerwy.
Raif zacisnął zęby. Nie wiedział, czy bardziej chciałby nią potrząsnąć, by przestała się z niego
naigrawać, czy wziąć w ramiona i wtulić twarz w skórę na smukłym karku. Szczelniej otuliła się
szlafrokiem, jakby czytała mu w myślach.
– Jestem głodna – oznajmiła. – Poprzednio odrzuciłam twoją propozycję, ale zmieniłam zdanie.
Chcę zamówić coś luksusowego. Może japońską wołowinę z Kobe albo homara z Nowej Szkocji.
– Jak bunt, to na całego.
– Tak. – Wydęła usta. Miał ochotę je pocałować.
– Nie zbankrutuję – zapewnił ją.
– No to kup mi czerwone brylanty.
– Dwa miliony za karat. Świetny wybór.
– Skąd tak dobrze znasz cenę?
– Królowa Elżbieta II podarowała jeden mojej matce.
– Poznałeś królową Elżbietę?
– Co w tym dziwnego? Studiowałem w Oxfordzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]