[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział XI
Pierwszą moją myślą było, że oto mam niezbity dowód. To nie jest moje zdjęcie. Po chwili
znowu odezwały się w mojej głowie śmigła, ale nie głośniej niż brzęczenie komara, przynosząc
nawrót wątpliwości. Skąd mogę wiedzieć, czy nie wyglądam tak jak na tej fotografii? Razem z
utratą pamięci zatarło się wspomnienie własnego wyglądu, od chwili odzyskania przytomności
nie miałem okazji przejrzeć się w lustrze. W całej sypialni nie było ani jednego lustra.
A może właśnie wyglądam tak jak ten młody człowiek na fotografii? I co wtedy? Czy to
wystarczy, abym się stał rzeczywiście Gordy'm Friendem? Na przeciwległej ścianie wisiało
długie, pięknie oprawne lustro. Szybko skierowałem fotel w tę stronę. Przez chwilę doznawałem
najdziwniejszego uczucia w życiu: podchodziłem do lustra, nie mając najmniejszego pojęcia, co
w nim zobaczÄ™.
Zatrzymałem fotel. Zanim spojrzałem przed siebie, przypatrzyłem się raz jeszcze bardzo
dokładnie fotografii, wbijając sobie w pamięć najdrobniejsze szczegóły tej twarzy. A potem
podniosłem wzrok.
Ten krytyczny moment przyniósł mi nową niepewność i rozczarowanie. Spoglądająca na mnie
z lustrzanej tafli osoba miała ogólnie rzecz biorąc rysy podobne do człowieka z fotografii. O ile
mogłem się zorientować przez bandaże, moje włosy miały taki sam ciemnoblond odcień.
Wyglądałem raczej na człowieka kilka lat starszego od tamtego, bardziej pewnego siebie,
bardziej zdecydowanego. Byłem prawie zupełnie pewien, że fotografia nie przedstawia mnie a
jednak musiałem przyznać bezstronnie, że istnieje między nami podobieństwo, na tyle właśnie,
żeby posiać we mnie wątpliwość.
Na chwilę zupełnie zapomniałem o fotografii, pochłonięty i zafascynowany studiowaniem
własnej twarzy. Podobała mi się. I wydała mi się jakaś znajoma. Nie bardzo ją sobie
przypominałem, ale wiedziałem, że ta twarz nie jest mi obca.
Peter powiedziałem nagle sam do siebie.
Odbicie w lustrze wzmocniło w jakiś dziwny sposób moją reakcję na to imię.
Irys... próbowałem dalej. Marynarz... San Diego... Zmigła... Odprowadzałem kogoś
na lotnisko...
W rogu lustra mignęło mi coś białego. Przeniosłem oczy z mojej własnej twarzy na tę białą
plamę i zobaczyłem Selenę. Przekroczyła próg pokoju i zatrzymała się niepewnie w drzwiach.
Miała na sobie biały kostium kąpielowy i poprzylepiane do głowy mokre włosy. Nie
przypuszczała, że ją zobaczę w lustrze. Patrzyła wprost na mnie, a jej twarz miała wyraz bardzo
czujny...
Wsunąłem fotografię młodego człowieka pod zielony pled, którym miałem okryte nogi.
Gordy, kochanie! zawołała Selena.
Odwróciłem fotel, jak gdybym dopiero w tej chwili zauważył jej obecność. Uśmiechnęła się
do mnie swym ciepłym, ujmującym uśmiechem. Poprzedni niepokój i czujność ukryły się gdzieś
pod maską. Podeszła do mnie i pocałowała w usta. Wargi miała chłodne i wilgotne od wody.
Niepokoiliśmy się o ciebie, kochanie powiedziała. Zniknąłeś tak nagle. Już
myśleliśmy, że stało się Bóg wie co! Ale co ty tu robisz, na miłość boską?
Przyglądam się sobie w lustrze. Widzę przecież swoją twarz po raz pierwszy.
Selena głośno się roześmiała.
TakÄ… twarz oglÄ…da siÄ™ z dumÄ…, prawda?
Nnno, jest zupełnie przyzwoita stwierdziłem. Potem wskazałem na wiszące nad
kominkiem fotografie i spytałem: Ten starszy pan z białymi wąsami to chyba ojciec?
Oczywiście ręka Seleny zaczęła lekko, pieszczotliwie głaskać mój kark. Nie
przypominasz go sobie?
Potrząsnąłem głową. Ręka Seleny sunęła do przodu i ku górze; musnęła delikatnie brodę,
potem usta. Czekała, że pocałuję jej rękę i zapomnę o wszystkim. Ale ja byłem już teraz
ostrożniejszy. Nie stanowiłem już tak łatwej ofiary jak przedtem.
Seleno rzuciłem czemu nie ma tu mojej fotografii? Jej ręka zawędrowała
tymczasem pod bandaż i zaczęła głaskać
włosy nad moim czołem.
Nie pamiętasz, kochanie? Nie znosiłeś aparatów i nigdy nie pozwoliłeś się fotografować.
Mogłem przypuszczać, że będzie miała na to gotową odpowiedz.
Przysiadła na poręczy fotela; musiała przy tym widocznie poczuć ramkę, spojrzała bowiem,
wsunęła rękę pod pled i wyjęła fotografię. Chwilę przyglądała jej się lekko przymrużonymi
oczami. Potem roześmiała się, pocałowała mnie w ucho i szepnęła:
Kochanie, co masz zamiar zrobić z tą okropną fotką?
Nie potrafiłem z taką brawurą jak ona ukryć zmieszania. Zawahałem się może nieco za długo,
nim odpowiedziałem:
Właśnie ją znalazłem, a nie miałem pojęcia, jak wyglądam. Już ci zresztą mówiłem.
Podjechałem do lustra, żeby sprawdzić, czy to moja fotografia.
Te słowa nie tłumaczyły, rzecz jasna, ani dlaczego tak skrzętnie ukrywałem fotografię pod
pledem, ani jakim sposobem właśnie znalazłem" coś, co było schowane w szufladzie. Nie
przychodziło mi jednak na razie nic lepszego do głowy. Po chwili dodałem jeszcze obojętnym
tonem: To chyba moja fotografia? Trudno coś zobaczyć spod tych bandaży.
Znowu się roześmiała.
Ach, Gordy! Nie bądz dziecinny. Oczywiście, że to nie jesteś ty! Jeszcze raz ci
powtarzam, że nigdy nie pozwalałeś się fotografować. To twój kuzyn, Benjy. Przypominasz go
sobie? Taki rozhukany chłopak, chociaż na uniwersytecie w Yale bardzo był lubiany. Dostawał
nagrody za prace z dziedziny meteorologii. Teraz zajmuje siÄ™ pogodÄ… w Chinach.
Z tonu jej głosu wywnioskowałem, że nie udało mi się jej wywieść w pole, i w duchu byłem
wściekły na siebie. Wiedziała teraz, że moja ufność była pozorna. Wiedziała, mimo gorących
protestów z mojej strony, że podejrzenia moje są tak silne, iż wkradłem się po kryjomu do
biblioteki i szperałem w szufladach, szukając zdjęć. Straciłem i tak bardzo nikłą przewagę.
Odtąd będą się mieli podwójnie na baczności.
Selena rzuciła niedbale fotografię na kanapę i oświadczyła, że przyszła, aby mnie zawiezć z
powrotem nad basen. Powiedziałem, że w ogrodzie jest dla mnie za gorąco i że na razie
wolałbym zostać w domu. Nie miałem nadziei, żeby się tą wymówką zadowoliła ale mimo
wszystko nie protestowała. Była widocznie pewna, że nie wyrządzę już żadnej innej szkody.
Uśmiechnęła się tylko, pocałowała mnie i powiedziała:
Zjaw się jak najprędzej, kochanie! Bardzo nam ciebie brak. Po czym zostawiła mnie
samego.
Nie chciałem z nią jechać do ogrodu nie dlatego, żebym miał jakiś konkretny plan, co robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]