[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Agata szalała, dzień w dzień robiła mi awantury, żądała wezwania jej jako świadka.
Tłumaczyłam jak sołtys krowie na miedzy, że gówno nam z tego przyjdzie, nie jest żad-
nym świadkiem, nie było jej przez dwa lata, a konkretnych faktów nie ma. Wszystkiego
się tylko domyśla, niczego nie udowodni. Nie chciałam zaczynać wojny o dzieci, odbiło-
by się na nich, wolałam pogodzić się z prawem widywania ich raz na miesiąc.
Zostałam z mieszkaniem, samochodem i bez pieniędzy. Mieszkanie należało do
mnie, kupił mi dziadek w prezencie ślubnym, dopilnował sporządzenia intercyzy i za-
raz potem umarł. Za resztę spadku po nim kupiłam samochód, Fiata Pumo, i nic już nie
zostało. Stefan miał swoją toyotę, samochody oszczędzały nam czas, którego ciągle było
za mało, ale za to zabrakło mi na odzież. Stąd skromność mojej garderoby i owe staran-
nie przemyślane strój robocze.
Mój mąż był w znacznie lepszej sytuacji. Przez dwa ostatnie, upiorne lata zaczął się
bogacić, filia prosperowała, toyotę zamienił na mercedesa, w czasie się wakacji zabrał
dzieci na miesiąc do Normandii, kupił sobie apartament, ja zaś musiałam teraz płacić
mu alimenty. Sąd wycenił je na tysiąc złotych, zapewne w mniemaniu, że i tak bym te
pieniądze przepiła!
Agata dokonała swoich odkryć dokładnie w dzień po uprawomocnieniu się wyroku.
Przyszła do mnie z szampanem.
Z przykrością stwierdzam, że poślubiłaś kretyna oznajmiła gniewnie. Skoro
się go wreszcie pozbyłaś, co ci, jestem pewna, wyjdzie na zdrowie, należy to uczcić.
Mam nadzieję, że jedna flacha nam wystarczy.
Wysunęłam supozycję, że właściwsze byłoby może zwykłe pół litra, ale nie zgodziła
się ze mną. Nie pozwoliła także przełożyć uroczystości na żaden pózniejszy termin.
Jeszcze czego! Lada chwila twój eks wstąpi w nowe związki małżeńskie, a szlag
by mnie trafił, gdybyśmy przez głupi przypadek trafiły z tym czczeniem na jego ślub.
Dawaj kieliszki! Jest zimny, z lodówki go wyjęłam.
Ale na zagrychę mamy wyłącznie serek i dwa jajka na twardo...
57
I oliwki skorygowała. Z migdałami. Wiedziałam, że gównem się żywisz,
więc przyniosłam. Szampana pod jajka na twardo jeszcze nigdy nie piłam, ale co szko-
dzi spróbować?
Z kim się żeni? spytałam, porządkując stół w pokoju, ponieważ kuchnia do
szampana nie pasowała. Wolałabym wiedzieć, bo w końcu dosyć ściśle dotyczy to
moich dzieci.
A otóż to! Dzięki szanownej narzeczonej wylazło szydło z worka!
Okazało się, że mój były mąż żeni się z ową mistrzynią knedli, troskliwą Urszulką
z ulicy Mokotowskiej. Dawno już okazywał jej atencje, aczkolwiek wstrzymywał się
z zacieśnieniem romansu, żeby nie narażać w miejscu pracy opinii tej anielskiej isto-
ty. Uczciwie mówiąc, do skoków w bok nigdy nie miał skłonności, preferował związ-
ki legalne, zważywszy jednak, iż jedyny legalny związek łączył go ze mną, należało się
mnie jakoś pozbyć. Zdaniem Agaty, zródło plotek i przyczynę całej nagonki stanowi-
Å‚a Urszulka.
W pierwszej chwili nie zdołałam uwierzyć.
Ale nie powiesz przecież, że ona sobie to wszystko wysysała z palca! zaprote-
stowałam w osłupieniu. Ostatecznie Jacuś o moich wybrykach w barze Tajfun sły-
szał od personelu! I nie mogła występować jako ja, szczególnie pod własnym domem!
I przecież Stefan to nie imbecyl, gdyby słyszał wszystko wyłącznie od niej...
Imbecyl przerwała mi krótko Agata i pyknęła korkiem od szampana.
Odruchowo podsunęłam jej kieliszki. W niektórych sytuacjach życiowych idiocieje
każdy mężczyzna, a inteligencja nie ma z tym nic wspólnego, bo nie w głowie mu się za-
jączki lęgną. Jeśli wdzięczna postać dzień w dzień kręci mu tyłkiem przed nosem, wiel-
biÄ…cymi oczka patrzy, kadzielnicÄ… majta...
Stefan nigdy nie leciał na wampy! Wywęszał je jak tresowany pies!
Toteż ona wcale nie wamp, tylko kapłanka. No, twoje zdrowie! %7łeby ci się druga
młodość szczęściła
Bóg ci zapłać. Twoje...
Szampan był znakomity i miał jakąś szczególną właściwość przywracania równowa-
gi umysłowej. Usiadłyśmy wreszcie przy stole, jak ludzie.
Powiedz, co wiesz, jakoś porządnie i po kolei zażądałam. Bo to duża rzecz
i akcja niezwykła a w dodatku nie wszystko mi się zgadza. Wal!
Ubiegłe lata, jeszcze sprzed jej wyjazdu do Kanady, sprawiły, że wspólnych zna-
jomych mieliśmy zatrzęsienie, zarówno z wcześniejszych, jak i pózniejszych czasów.
Agata dopadła wszystkich, dokładając im także aktualnych współpracowników moje-
go męża. Byłego. Wśród nich znalazła dawnego kumpla swojego brata, zawód miał wła-
ściwy, chemik...
58
Pamiętałam, że ten Jureczek wybierał się na chemię i raz nawet, razem z Kaziem,
zrobili straszny smród w mieszkaniu, w związku z czym matka wzbroniła mu wstępu
do naszego domu opowiadała. Nie wiem, co oni tam przyrządzili, ale śmierdzia-
ło trzy tygodnie. Jeszcze do szkoły chodziłyśmy, niemożliwe, żebym ci o tym wtedy nie
mówiła!
A owszem, mgliście przypomniało mi się, że w domu rodzinnym Agaty była potężna
awantura, i chyba nawet ona sama przez jakiś czas śmierdziała czymś obrzydliwym, ale
rychło wyleciało nam to z głowy, bo obie przeżywałyśmy perturbacje uczuciowe, znacz-
nie ważniejsze niż wszystkie smrody świata. Kumpel Kazia, Jureczek, nie zwracał uwa-
gi na znacznie młodsze dziewczynki, starszy był od nas o cztery lata i w skład wulkanu
uczuć nie wchodził, poszedł zatem w niepamięć.
Zadzwoniłam do Kazia po nazwisko mówiła dalej bo co szkodziło spró-
bować. Okazało się, że nie stracili kontaktu, i więcej! Kazio się rozgadał, ten Jureczek
w pierze porasta, bo zmienił firmę, zmienił czy dołożył sobie, wszystko jedno, dość że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]