[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jakie powietrze? spytał Janusz nieufnie, podnosząc się od stołu. Co ty wygadujesz?
Pokazałam mu dziwne miejsce.
Rzeczywiście. Czekaj, co ja tu mogłem zrobić?
Pochylił się nad stołem, oparł na nim łokcie i brodę na rękach i przez chwilę obydwoje
przyglądaliśmy się tajemniczym wymiarom jednakowo bezmyślnie.
Też mi głupie pytania zadajesz powiedział z niesmakiem. Skąd ja mogę pamiętać, co ja
tu robiłem trzy miesiące temu.
No przecież chyba coś myślałeś?
No na pewno myślałem, tylko co?
Może tu coś miało być i zapomniałeś dorysować?
Zaraz, zaraz& Chyba już wiem, wez przekrój poprzeczny&
Zaabsorbowani odgadywaniem minionych procesów myślowych Janusza nie zwracaliśmy uwagi
na Wiesia, który wstał z krzesła i podszedł do telefonu. Usiadł, wykręcił numer i poprosił o jakiś
wewnętrzny. Rozłożyłam przekrój poprzeczny.
Jest! zawołał Janusz. Studzienka zbiorcza w kanale.
Rzeczywiście, w poprzecznym jest, a w podłużnym nie ma. Zapomniałeś narysować? Na ogół
bywa odwrotnie, rysuje siÄ™ element, a zapomina o wymiarach&
Ja jestem taki oryginalny. To teraz ty ją dorysuj& Wiesio dostał połączenie i poprosił kogoś
do telefonu. Z niewyspania miałam fatalnie spózniony zapłon i nazwisko, które wymienił, nie dotarło
do mnie we właściwym czasie. Kiedy porzuciłam studzienkę i zerwałam się z krzesła, było już za
pózno.
Wiesiu, na litość boską! Co robisz?!&
Chcę go zapytać, po czemu będą te bułgarskie pomidory wyjaśnił mi Wiesio uprzejmie,
zasłaniając ręką mikrofon i natychmiast odsłaniając. Widocznie tamten podszedł już do telefonu.
Przeraziłam się śmiertelnie i zupełnie zgłupiałam. Rany boskie, co mu do głowy strzeliło, przestańmy
się wreszcie czepiać tego człowieka!&
Wiesiu, to nie on! krzyknęłam rozdzierająco. Na litość boską, zostaw go! Znów mnie
posÄ…dzi!&
Bardzo pana przepraszam powiedział Wiesio do telefonu, patrząc na mnie, wyraznie
zaskoczony. Czy może mnie pan poinformować, po czemu będą te bułgarskie pomidory?
Wydzierając sobie włosy z głowy, wykonywałam przed nim skomplikowaną pantomimę, która
miała mu dać do zrozumienia, że popełnia tragiczny błąd. Bałam się odezwać, żeby tamten mnie
przypadkiem nie usłyszał. Telefon działał dziwnie dobrze. Wiesio trzymał słuchawkę daleko od ucha
i bez trudu usłyszeliśmy odpowiedz.
Po dwa złote i dwadzieścia groszy.
Zamarłam w figurze pantomimy. Oczekiwałam awantury i ta odpowiedz zaskoczyła mnie
zupełnie. Patrzyłam tępym wzrokiem na Wiesia, a Wiesio tak samo patrzył na mnie, równocześnie
mówiąc do telefonu:
Za kilo?
Nie, za mendel.
To bardzo się cieszę, proszę pana, że tak tanio.
Właśnie, i tak dużo, prawda?
I długo to ma trwać?
Dwa do trzech tygodni.
Bo już się martwiłem, że pogniją&
Wykluczone, proszę pana, zamrożone&
Bóg raczy wiedzieć, jakie idiotyzmy wygłosiliby do siebie nawzajem, gdyby nie to, że Wiesio,
spłoszony moją reakcją, czuł się nieco niepewnie i wolał nie nalegać na dalsze informacje.
To bardzo panu dziękuję powiedział uprzejmie i z wielką wdzięcznością.
Ależ proszę bardzo, nie ma za co.
Odłożył słuchawkę, dzięki czemu mogłam nieco ochłonąć i wrócić do normalnej pozycji.
Zdumiewające powiedziałam. Powinien był zrobić potworną awanturę.
Dlaczego? Przecież cię chyba ze mną nie kojarzy? A w ogóle co to znaczy, że to nie on? Nie
rozumiem?
Jak to, nie mówiłam ci? Widziałam go w Bristolu, to zupełnie inny facet. Prześladowałam go
niewinnie.
Ale to on ci przecież wymyślał przez telefon?
On, ale mnie nie o niego chodziło&
Wyjaśniłam Wiesiowi szczegółowo całe nieporozumienie. Słuchał i kręcił głową z niesmakiem.
Ja się już pogubiłem w tych facetach. Mnie się nie podoba ten, co wymyślał. A który z nich
właściwie ma na imię Janusz?
Obawiam się, że obydwaj. Ten na pewno, a tamten prawdopodobnie. W ogóle tych Januszów
do cholery i trochę, jak psów.
Właśnie powiedział Janusz z goryczą. Ja chyba imię zmienię. Ten twój z Aodzi też
Janusz?
Janusz. Prześladuje mnie to imię, zwariować można.
Ja bym go chciał zobaczyć powiedział Wiesio z uporem.
Którego?
Tego co robił awantury. Może zadzwonić do niego i poprosić o spotkanie?
Po pierwsze, na pewno odmówi, a po drugie, po co?!
Tak sobie. Nie lubię facetów, którzy wymyślają kobietom.
No to co, pobijesz go? Już teraz za pózno, przedawnione. i w ogóle dajmy mu już spokój, ja z
nim nie chcę mieć nic do czynienia. Dowiedziałam się o nim różnych takich rzeczy&
Wiesio nie wydawał się przekonany i zaczęłam żywić poważne obawy, że teraz z kolei on
wymyśli coś głupiego, a podejrzenie padnie, oczywiście, na mnie. Zaniepokoiło mnie to,
zdenerwowało i znów wpędziło w ponurą depresję, napełniając żywą niechęcią do siebie, do
otoczenia i do całego świata&
Nie sądzone mi było spokojnie napisać tego nieszczęsnego artykułu. Zaraz po powrocie do domu
przygotowałam sobie warsztat pracy, zamierzając oddać się twórczym wysiłkom. Okno było szeroko
otwarte, bo wiosna wybuchła nieoczekiwanie i zrobiło się nagle ciepło. Zza tego okna dobiegał mnie
dziwny, denerwujący odgłos, powtarzający się rytmicznie. Brzmiało to tak, jakby pffff& pffff& przy
czym to pfff rozlegało się jak potężny ryk po całej dzielnicy. Nie mogłam tego wytrzymać,
podniosłam się z tapczanu i stanęłam w oknie. Naprzeciwko mnie, po drugiej stronie podwórza, jakaś
kobieta na balkonie nabierała wody w usta i imponującą fontanną pluła na kwiatki.
Zdawałoby się, że balkon to jest element, który ma ograniczone wymiary. Jej balkon ze świeżo
posadzonymi kwiatkami, wnoszÄ…c z czasu trwania tego plucia, ciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ we wszystkie strony w
nieskończoność. Pomyślałam sobie, że jednak zakaz posiadania broni palnej ma swój głęboki sens&
Od wpatrywania się okropnym wzrokiem w plującą kobietę oderwał mnie dzwięk telefonu.
Doprowadzona tym ryczącym pffff do ostatecznej furii, gwałtownie chwyciłam słuchawkę.
Ktokolwiek to był, niechaj Opatrzność nad nim czuwa, bo cała moja wściekłość spadnie na jego
głowę!
Słucham! warknęłam.
Cztery czterdzieści dziewięć osiemdziesiąt jeden?
Tak!
Akcja Szkorbut &
Pomimo irytacji zdałam sobie sprawę, że słyszę zupełnie inny głos niż poprzednim razem.
Błyskawicznie pomyślałam, że widocznie pół miasta postanowiło robić mi złośliwe dowcipy i ze
złości zrobiłam się nagle uprzejma.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]