[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się kuzynka Amelia. Teraz jednak, gdy obie znalazły
się w tak przykrej sytuacji, naga prawda wyszła na jaw.
Są słabe, bezbronne i nie mają do kogo zwrócić się
o pomoc.
Weszły obie do pokoju Amelii, która natychmiast
rzuciła się na łóżko i wybuchnęła głośnym płaczem.
- Jak on śmiał! - krzyczała przez łzy. - Najpierw
wyznaje mi miłość, a potem umizguje się do jakiejś
lafiryndy! NienawidzÄ™ go!
159
Sara przysiadła obok kuzynki i głaszcząc ją po
drżących plecach, przemawiała łagodnym głosem.
- Milly, moja droga, moja kochana, proszÄ™, nie
płacz. Greville tylko udaje, bo chce wzbudzić w tobie
zazdrość.
- Zazdrość?!
Amelia odwróciła ku Sarze zaczerwienioną od pła
czu twarz i prychnęła jak dzika kotka.
- Ja mam być o niego zazdrosna? Po tym wszyst
kim, co dziś wyczyniał, nie chcę go znać! Nie wiem,
co było bardziej odrażające - jego zachowanie, czy to
jedzenie!
- O, tak! -przytaknęła skwapliwie Sara - Jedzenie
było podłe. Ta baranina...
- A co tam baranina! - krzyknęła Amelia, znów
zalewajÄ…c siÄ™ Å‚zami. - Chodzi o to, jak oni jedli! Wi
działaś, jak oblizywali sobie palce?! O, nie! Przy
sięgam. ..
Lady Fenton poderwała się i wydając z siebie
gniewne pomruki, zaczęła z całej siły ubijać poduszkę,
omal jej nie rozrywajÄ…c.
- Zachowanie Guya było niewiele lepsze - ode
zwała się Sara. - Wiem, że ma opinię hulaki, ale nie
przypuszczałam, że na własne oczy zobaczę, jakich do
puszcza się ekscesów! Lord Allardyce powiedział mi,
że Guy i lady Ann...
- Allardyce!
Amelia znów prychnęła jak kotka.
160
- On jest bardziej zepsuty niż cała reszta razem
wzięta! Saro, błagam cię, miej się przed nim na bacz
ności! On jest niebezpieczny.
- Nie lękaj się - odparła Sara zdecydowanym gło
sem. - Nie zobaczymy go już więcej. Jutro o świcie
wyjeżdżamy.
Amelia odrzuciła poduszkę i spojrzała na Sarę
z wielkim niedowierzaniem.
- Ależ Saro! Mówiłaś przecież, że masz tu ważną
sprawÄ™!
- Poproszę pana Churchwarda, by załatwił to
w moim imieniu.
Azy Amelii natychmiast obeschły. Zerwała się z łóż
ka i zaczęła przechadzać po pokoju.
- Nie możemy teraz stąd wyjechać - oświadczyła
stanowczym głosem. - Pomyśl! Te wstrętne kreatury
będą zachwycone, że udało im się nas wygonić! O,
nie, Saro! Nie możemy na to pozwolić!
Jakby na potwierdzenie jej słów nagle na korytarzu
dał się słyszeć dziki chichot, potem ktoś szybko prze
biegł. Za chwilę usłyszały inne kroki, zdecydowanie
wolniejsze, ciężkie, połączone z sapaniem i gniewny
mi pomrukami.
- Bawimy się w polowanie na wiewiórki - krzyk
nął jakiś kobiecy głos. - Greville, ty będziesz chował
siÄ™ razem ze mnÄ…!
Znów tupot, i cisza, ale tylko na chwilę.
- Och, lordzie Renshaw - pisnÄ…Å‚ ktoÅ› omdlewajÄ…-
161
co. - Jeśli to pan będzie na mnie polować, to ja bardzo
szybko dam się złapać!
Sara nie wytrzymała i zasłoniwszy sobie usta ręką,
wybuchnęła histerycznym śmiechem. Amelia znów le
żała na łóżku, z głową ukrytą w poduszce. Jej ramiona
drżały, na pewno jednak nie od płaczu. Kiedy szepty
i pomruki w korytarzu ucichły, Amelia uniosła głowę
i spojrzała na kuzynkę.
- No i co, moja Saro?
- Nie wyjeżdżamy! - oznajmiła z mocą kuzynka.
- Za nic! Masz świętą rację, Milly, te podłe babska
nie mogą zwyciężyć! Powiadają, że zemsta jest roz
koszą bogów, a ja, wystaw sobie, wpadłam na pewien
pomysł...
ROZDZIAA SIÓDMY
Sara wyszła od Amelii bardzo pózno i powoli ru
szyła ciemnym korytarzem, bardzo podekscytowana
planem, jaki ułożyły razem z kuzynką. Bojowy nastrój
nie sprzyjał senności, a dobra książka na pewno po
może się wyciszyć. Sara zeszła na dół prawie bezsze
lestnie. Wszędzie było cicho i panowały prawdziwie
egipskie ciemności, wyglądało więc na to, że jeśli sir
Ralph i jego kompania nadal gdzieÅ› oddajÄ… siÄ™ ucie
chom, to na pewno na piętrze i za szczelnie zamknię
tymi drzwiami.
Ostrożnie otworzyła drzwi biblioteki i podeszła do
dębowych półek. Sir Ralph systematycznie pozbywał
się księgozbioru poprzedniego właściciela, sporo to
mów uniknęło jednak smutnego losu. Sara postawiła
świecę na stole i wspiąwszy się po drewnianej drabin
ce, wybrała kilka ulubionych książek. Były zakurzone,
pachniały pleśnią, tak jakby dawno nikt ich nie brał
do ręki... Usiadła w fotelu i ze wzruszeniem zaczęła
przewracać znajome kartki. Nagle płomień świecy za
drżał. Ktoś cicho otwierał drzwi. Zerwała się na równe
nogi, książki zsunęły się na podłogę. Ciemna postać,
163
zbliżająca się ku niej, w pierwszej chwili była nie do
rozpoznania. Dopiero kiedy mężczyzna zatrzymał się
w kręgu światła, Sara westchnęła. Najbardziej niebez
pieczną osobą niewątpliwie byłby lord Allardyce, jed
nak lord Renshaw również nie napawał otuchą i spo
kojem.
- To pan, milordzie? Czyżby miał pan kłopoty z za
śnięciem? - spytała, szalenie dumna, że jej głos nawet
nie zadrżał.
W którymś momencie zabawy lord pozbył się sur
duta. Płócienna koszula bardziej uwydatniała niż ukry
wała jego wspaniale umięśniony tors, rozwiązany hal-
sztuk zwisał smętnie. Ten nieład w ubiorze czynił lorda
jeszcze bardziej pociągającym, czemu Sara nie mogła
zaprzeczyć. Uzmysłowiła sobie jednocześnie, że ów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]